wtorek, 31 stycznia 2012

Hiromi Kawakami "Manazuru"



Ostatnio dane mi było przeczytać dwie pozycje tej 54-letniej pisarki. Pierwsza to: „Nadepnęłam na węża” i druga - „Manazuru”.



Przygodę zaczęłam od zbioru opowiadań „Nadepnęłam na węża”. Tytułowe opowiadanie zrobiło na mnie dobre wrażenie: jego nieprzewidywalność, dużo elementów z kultury japońskiej, nietypowa historia na skraju rzeczywistości i świata ułudy.. Od drugiej połowy jednak moja ciekawość wygasła. Pełne oniryzmu fragmenty z opowiadania „Zapiski z pewnej niezwykłej nocy” stawały się trudne w odbiorze i czytanie posuwało się wolno (zresztą moje sny, nieskromnie dodając, bywają podobne). Ponieważ kupiłam już „Manazuru” miałam nadzieję, że będzie tam jak najmniej elementów rodem ze świata snu – chciałam po prostu przeczytać dobrą powieść. Odetchnęłam, ponieważ oprócz tajemniczej kobiety-cienia chodzącej za autorką nie było aż tak surrealistycznie. Historię czyta się trochę tak jak zagadkę kryminalną, chciałoby się dowiedzieć w jaki sposób zaginął mąż bohaterki, która wciąż podąża jego tropem. Jednak, kiedy zagadka ma się już rozwiązać, no cóż.. szkoda zdradzać zakończenia.

Fabuła nie jest skomplikowana; ot opisy podróży, jedzenia, trochę pracy. Całościowy odbiór dzieła mogą jednak utrudniać liczne przeskoki w czasie.

Uwagę przykuwają natomiast drobiazgowe, widziane jakby przez szkło powiększające, opisy (przeważnie natury). Również w tym dziele Kawakami znajdziemy elementy japońskości takie jak: wystawianie lalek hina ningyō w Festiwal Dziewczynek, czy opis festynu kagura itp.

Wiele jest rozważań bohaterki-narratorki (Kei) o naturze miłości, czy o rodzicielstwie. Znajdziemy jej refleksje na temat porodu, pierwszych chwilach z noworodkiem, dalszym wychowaniu, poczuciu bliskości z córką lub jego braku, kiedy dorasta.

Cała historia nasycona jest jakby poczuciem straty: męża, bliskości córki a w końcu i kochanka, którego raz po raz pyta: „Czy cię stracę?”, „Chcesz ode mnie odejść?”. W ogóle najbliższą więź Kei czuje z nieznajomą kobietą, która zawsze towarzyszy jej w Manazuru.

Bohaterka – pisarka mimo, iż od wielu lat tkwiąca w związku z żonatym mężczyzną, nie ma poczucia winy, że być może rozbija czyjąś rodzinę. Z drugiej strony, nawet nie oczekuje, żeby Seiji (kochanek) zostawił żonę, dzieci i związał się z nią. W głębi duszy ciągle rozpamiętuje swój, pełen miłości, jak często podkreśla, związek z mężem Rei. Szuka najmniejszych śladów jego przeszłej obecności. Dlatego jeździ do Manazuru, miejscowości, w której spędzili razem ostatnie chwile przed jego zaginięciem. Słowo manazuru pojawia się też w pamiętniku męża, który Kei czyta wciąż na nowo. Odkrywa jego romans, ale nie pamięta czy może czasami go nie udusiła, kiedy się o nim dowiedziała.

Tajemnicza kobieta, czy raczej jej blady tylko zarys, prowadzi Kei w różne miejsca i  nie wiadomo do końca czemu miałoby to służyć. Bohaterka wyraźnie oczekuje od niej wyjaśnienia zagadki zaginięcia męża (nie ma go już przy niej kilkanaście lat) lub jakiejkolwiek wskazówki, naprowadzającej na jego trop. Zjawa zdaje się coś wiedzieć, ale celowo unika odpowiedzi. Być może dzięki niej częściowo bohaterce odświeża się pamięć. Ostatecznie, zaczynamy jednak wątpić czy istnieje w ogóle jakaś kobieta i czy nie są to zwidy samej bohaterki.

Zwracając uwagę na dialogi - dotyczą one (pomijając niedopowiedziane rozmowy Kei ze zjawą) głównie trzech osób: bohaterki, jej matki i córki; są krótkie, podobnie jak wszystkie zdania w tym dziele. Niesamowite też w swej prostocie i braku głębszego znaczenia; czuć przez nie jakieś zwątpienie. W ogóle całość powieści według mnie cechuje pewne poczucie samotności i bezradności. Akcentem optymistycznym byłoby trudne postanowienie autorki, że wystąpi o uznanie męża za zaginionego (w tym równoznacznie za zmarłego). Tym postanowieniem narratorka zrzuca z siebie jarzmo, odczuwa ulgę. Po sześciu miesiącach może powtórnie wyjść za mąż i tym samym zacząć życie na nowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz